Odp: Terry Pratchett's lecture about death
Obejrzeliśmy wczoraj w nocy ten film dokumentalny, który narobił tyle hałasu. Miguel był nieco rozczarowany, bo film był tak naprawde mało dokumentalny, to znaczy nie było tam dyskusji o faktach - jakie choroby co powodują, jacy ludzie domagają się prawa do wspomaganego samobójstwa, ilu ich jest, kto był pionierem walki o to prawo (np. nie wspomina się ani słowem o Kevorkianie, któremu sie zresztą zmarło parę tygodni temu).
Film jest raczej serią refleksji samego Pratchetta, rozmów z ludźmi bezpośrednio zainteresowanymi tematem, z ich rodzinami. Jest bardzo emocjonalny, ale tak na tradycyjny angielski sposób - kamera nie szuka sensacji, nie ściga ludzi w stanie histerii, raczej odwraca się dyskretnie, gdy ktoś wsadza twarz w chusteczkę. Rozmówcy są uśmiechnięci, kryją emocje. Sama scena śmierci tego pana, który zaprosił Pratchetta i kamerzystę, też bardzo dyskretna - pan pije truciznę, zasypia, żona go głaszcze po dłoni, a potem kamera się odwraca, zostawiając ich w spokoju.
Bardzo poruszające, mało faktograficzne. Ale myślę, że Pratchettowi o to chodziło - o rozmawianie o emocjach, nie o faktach.
__________________
Until you make the unconscious conscious, it will direct your life and you will call it fate.
|