dokładnie z tymi samymi przyprawami miałam problem jak byłam w holandii
tzn z liściem laurowym to się szybko z mamą dogadałam, ale co do ziela angielskiego... siedziałam przez pół godziny w sklepie pod półką, bo oczywiście tej nazwy co w internecie znalazłam to nie było, dopiero jak wiatrak przyjechał (stwierdził, że zaginęłam), to otworzył mi nielegalnie coś co było połową tego, co w necie było (ja znalazłam chyba pimentboom, w sklepie było piment-możliwe, że się mylę) no i oczywiście było w proszku, a nie w kulkach, tak jak jestem przyzwyczajona.
a, no a kiedy robiłam sernik, to wg najłatwiejszego przepisu na świecie (innych na sernik nie próbowałam) potrzebowałam budyniu, takiego z torebki, i mama wiatrakowa powiedziała mi, że to jest takie staromodne i nie wie, czy to się da kupić.